W regulaminie regat Setką przez Atlantyk jest zapis, że ogólnie akumulatory litowe nie są dozwolone, jednak dopuszcza się akumulatory typu LiFePO4, ale tylko wtedy, gdy udowodni się ich bezpieczeństwo. I słusznie — ostatnie czego bym sobie życzył na oceanie, to spalić łódkę. Poniżej opisuję, dlaczego w moim przypadku akumulator WattCycle LiFePO4 100 Ah nie stanowi żadnego zagrożenia – ani sam w sobie, ani w warunkach pracy na jachcie Falka.
Czy akumulator litowy może być bezpieczny? Tak – jeśli jest poprawnie wykonany i pracuje w dobrze wykonanej instalacji. Zacznijmy od opisu samego akumulatora.
Jest to akumulator marki WattCycle LiFePO4 12 V 100 Ah Mini Smart. Jak można wywnioskować już po samej nazwie, jest to akumulator oparty na chemii litowo-żelazowo-fosforanowej, o napięciu znamionowym 12V i pojemności 100Ah. Cechują go niewielkie gabaryty i posiada BMS, z którym można połączyć się za pomocą smartfonu przez bluetooth, kontrolować i ustawiać za jego pomocą parametry pracy. LiFePO4 jest najbezpieczniejszą spośród wszystkich litowych technologii. W przeciwieństwie do innych litowych akumulatorów, ogniwa LiFePO4 nie zapalają się nawet po przebiciu i pozostają stabilne termicznie do ok. 600 °C.
W środku znajdują się cztery ogniwa klasy A producenta Great Power – to ta sama klasa, której używa się w magazynach energii i samochodach elektrycznych. W niezależnych testach opublikowanych na różnych kanałach YouTube (https://www.youtube.com/watch?v=Ta1qDr8xgCQ, https://www.youtube.com/watch?v=LcEVxieQ4vQ i sporo więcej), widać wysoki poziom jakości wykonania:
• ogniwa ułożone i ściśnięte w solidnej ramie,
• miedziane szyny prądowe i grube przewody w izolacji 200 °C,
• czyste, przemysłowe wykonanie,
• realną pojemność 104–105 Ah, czyli nawet powyżej deklaracji producenta.
• prawidłowe działanie zabezpieczeń w BMS-ie, czyli ograniczenie prądu ładowania, rozładowania, ochronę ogniw przed zbyt wysoką i niską temperaturą itp.
W żadnym z testów nie stwierdzono przegrzewania ani awarii. Producent deklaruje zgodność z normami UN 38.3, CE, RoHS, MSDS oraz obudowę o klasie szczelności IP65.
Nawet posiadając najlepszy akumulator można stworzyć zagrożenie poprzez złą instalację, dlatego do elektryki na Falce podszedłem z tą samą starannością, z jaką budowałem sam jacht.
Akumulator siedzi w bakiście, ściągnięty pasami transportowymi do stalowych uchwytów – nie ma prawa się ruszyć nawet przy wywrotce.
Cała instalacja jachtowa pobiera maksymalnie około 5 A, a panel słoneczny 50 W daje około 3,5 A. Stacjonarna ładowarka – 20 A, ale ona nie jest podpięta trwale do instalacji jachtu. Więc jeśli włączę wszystkie urządzenia jakie mam na jachcie, w tym ładowarki do laptopa i telefonu, to będzie to dwadzieścia razy mniej prądu niż możliwości akumulatora, którego BMS dopuszcza 100 A w pracy ciągłej.
W testach na Bałtyku, gdy urządzenia pracowały w normalnym trybie, prądy wynosiły realnie 1–2 A. Oznacza to, że akumulator na Falce pracuje praktycznie w trybie spoczynku. Nie ma przeciążenia ani nagrzewania. W tych warunkach żywotność ogniw liczona jest w tysiącach cykli, a ryzyko awarii spowodowanej za dużym obciążeniem praktycznie zerowe.



