10 stycznia 2025

Szpachlowanie... szlifowanie... malowanie...

 W brew pozorom laminowanie to fajna i szybka praca. Poniekąd wymusza to technologia, bo żywica ma swój czas pracy i trzeba się spieszyć. To co nastąpiło później już takie fajne nie było.

Po laminowaniu całość trzeba przeszlifować papierem - po pierwsze, żeby usunąć wszelkie nierówności i ostre końce stwardniałych włókien tkaniny szklanej, po drugie, żeby poprawić przyczepność kolejnych warstw i po trzecie, żeby pozbyć się polepu, który pojawia się na powierzchni laminatu. Nie jest to jakaś szczególnie męcząca praca jak ma się szlifierkę oscylacyjną i dobry papier. Do stali od dawna używam wyłącznie materiałów od 3M i różnica w stosunku do czegokolwiek innego jest kosmiczna. Nie znalazłem żadnego papieru od innych producentów, który nawet nieznacznie zbliżałby się do tego co oferuje 3M. Nie - 3M mnie nie sponsoruje - po prostu dzielę się doświadczeniem, które może komuś ułatwić pracę i zaoszczędzić nerwów. 

Nie inaczej było ze szlifowaniem laminatu. Pady na rzep do szlifierki oscylacyjnej z nasypem korundowym dawały radę na drewnie, ale na laminacie szybko się tępiły i nie brały materiału tak agresywnie jak na początku. Przy szlifowaniu większych powierzchni szybko następuje zmęczenie i frustracja, bo robota po prostu nie idzie. Pady 3M z nasypem ceramicznym Cubitron II to inna liga - praca staje się łatwa, nie męcząca i widać postępy. Przy takiej pracy jak wielokrotne szlifowanie ma to niebagatelne znaczenie dla samopoczucia i motywacji. 

Tak więc na początku przeszlifowałem wszystko na gładko. Pokazały się widoczne miejsca, gdzie należałoby nałożyć szpachlę, ale też wiele miejsc wychodzi dopiero do pomalowaniu, dlatego po przeszlifowaniu, od razu pomalowałem całość podkładem epoksydowym zostawiając pas ok. 30 cm od krawędzi burty. Będzie tam laminowanie łączenie z pokładem i wolałem, żeby warstwa farby nie była przekładką pomiędzy warstwami szkła.


Dopiero po pomalowaniu ujawniły się wszelkie nierówności. Zrobiłem szpachlę ze żywicy, którą używałem do laminowania zmieszaną z mikrobalonami. Wyszła fajna masa do nakładania, lekka i stosunkowo łatwa do szlifowania. Po nałożeniu i stwardnieniu masy ponowne wyszlifowałem i pomalowałem epoksydem. Niedociągnięć było już niewiele, ale jeszcze raz poszpachlowałem i przeszlifowałem. To już wystarczyło. W sumie dwa cykle malowanie, szpachlowanie, szlifowanie wystarczyły aby kadłub był bez żadnych nierówności i wgłębień.






Na koniec położyłem jeszcze jedną warstwę podkładu epoksydowego. Pierwotnie planowałem pomalować dół na gotowo farbą wierzchnią i antyporostową, ale stwierdziłem, że w międzyczasie pewnie coś się jeszcze uszkodzi i będę musiał malować ponownie. Dlatego malowanie zostawiam na sam koniec jak już będzie zrobiony cały kadłub z pokładem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz